Foto: mmafighting.com
Po weekendowym, bardzo ekscytującym, Strikeforce „Diaz vs. Cyborg”, wniosek jest tylko jeden. Historia właśnie zatoczyła koło i zawodnicy BJJ, znowu są postrachem zapaśników. Kiedy Roger Gracie unosił ręce w geście zwycięstwa po walce z Trevorem Prangley, razem z nim świętowała cała populacja „parterowców”.
„Myślę, że wszystko potoczyło się tak jak było zaplanowane. Wiedziałem, że ma ciężkie ręce ale ja miałem przewagę w zasięgu ramion, dlatego dużo pracowałem lewym prostym. Chciałem, żeby poczuł się sfrustrowany i napierał na mnie do przodu i w ten sposób łatwiej mogłem go sprowadzić. Nie musiałem się śpieszyć mając go w klinczu. Mogłem sporo popracować kolanami. Jestem szczęśliwy, bo wszystko poszło tak jak to trenowaliśmy.
Nie chciałem się śpieszyć, próbując kończyć walkę w pierwszej rundzie, tracąc przy tym sporo energii. Walka za walką, zobaczymy co będzie dalej.”
Roger jest obecnie oczkiem w głowie legendarnej rodziny Gracie, która od dawna nie miała już takich sukcesów w MMA, jak dzięki niemu. Jak na razie, jego rekord to idealne cztery wygrane i zero porażek.