Szczęśliwy Robert Krasoń po imponującej wygranej z Danielem Kolasińskim, po której zapowiedział powrót na właściwą ścieżkę:
Wrócił stary dobry Krasoń. W full kontakcie nauczyłem się walczyć nieco inaczej. Odskakiwać przód tył i pracować lewą ręką, a tu w kickboxingu chyba musi być wojna. Stąd pochodzi cała moja rodzina i tu spędziłem dzieciństwo. Cieszę się, wszyscy moi kuzynowie, ciotki i wujowie przyjechali. Była świetna atmosfera i rywal wyższej klasy niż ja, więc oddaję mu szacunek.
Najbardziej krwawy moment pojedynku to ten, gdzie w 3 rundzie rywal rozciął go obrotowym uderzeniem ręką, co przypomina jego poprzedni pojedynek z Maciejem Jewtuszko:
Ten backfist z Maciejem, to bardzo dobry, lisowski trik. Przyłapał mi nogę łokciem, zakręcił back fista, po którym straciłem równowagę. Przewróciłem się i sędzia mnie liczył. Dzisiaj back fist faktycznie wszedł i zaczęło ciepło od krwi robić się na twarzy. Nie zrobiło to jednak na mnie większego wrażenia.
Z Jewtuszko bardzo nakręciłem się na zwycięstwo, choć bez presji. Byłem wyluzowany, ale miałem w głowie, że pójdę po wygranej wysoko w rankingach. On jest gwiazdą w Polsce i ja mu kibicowałem jako mały chłopiec. Ostatecznie nie wytrzymałem psychicznie, za bardzo nakręciłem się, zapomniałem na czym polega kickboxing, a tu odblokowałem się po pracy z psychologiem, było świetnie i mam nadzieję, że wszystkim się podobało.
Zaraz spróbuję zmontować jakąś taśmę, wyślę do matchmakera Roberta Złotkowskiego i mówimy „Dawaj nam ten DSF, wracamy tam gdzie powinniśmy być.” Mógłbym zażądać rewanżu z Maciejem Jewtuszko, ale pewnie nie będą chcieli dopuścić do tego po tej walce… żartuję.