Dwa polskie akcenty i to w dwóch najważniejszych pojedynkach łączonej gali Brave CF 28/RXF, miały miejsce dość nietypowo w kontekście czasu, bo wczoraj w poniedziałek w Bukareszcie. Okazuje się więc, że początek pracującego tygodnia wcale nie musi być więc taki zły jak go większość opisuje, co Paweł Kiełek (10-5-1) może potwierdzić, bo zaliczył zwycięstwo przed regulaminowym czasem. Gorzej z Maciejem Gierszewskim (6-5), który musiał uznać wyższość balachy swojego rywala i odklepał poddanie w rundzie otwierającej starcie.
Najpierw, w drugiej walce wieczoru zawalczył Kiełek z olsztyńskiego Arrachionu, który sprawił Francuzowi Benoit Saint-Denis tęgie lanie i zapewnił mu tym samym pierwszą, zawodową przegraną. Pojedynek doszedł do końca 2 rundy, po której lekarz nie dopuścił go do dalszej rywalizacji z powodu odniesionych ran. W krótkiej rozmowie Paweł potwierdził to, co można zaobserwować na tytularnym zdjęciu, czyli fakt że łatwej przeprawy nie było:
To była trudna walka, bo nie pracowałem jak powinienem. Wyszedł ten rok bez zawodowej walki. Samemu też odniosłem obrażenia, bo mam zszytą głowę i kciuk.
To wszystko zaledwie 2 tygodnie po tym, jak miał walczyć w Mołdawii, jednak na drodze stanął wówczas pęknięty bębenek:
Miałem ponad 2 tygodnie bez treningu. Szybka konsultacja u lekarza, bo oferta od Brave pojawiła się na ostatnią chwilę… dwa sparringi i walka. Lekarz był w szoku jak to się goiło, ale ryzyko wciąż istniało, bo nie wszystkobyło zagojone w 100%. Także szanse były 50/50, ale udało się.
Wisienką na torcie tego wieczoru była świetna balacha jaką zaserwował Nowozelandczyk John Brewin (6-1) w 3:58 starcia z Gierszewskim, który złapany uchwytem nie miał wyjścia jak uznać wyższość rywala. Tym samym ciąg dwóch zwycięstw Polaka został przerwany i teraz czeka go powrót na matę treningową, by przeanalizować pojedynek i wrócić lepszym.