Piotr Strus tuż po wygranej walce wieczoru z Vitalyi’em Nemchikovem na ACA 101. W zbiorowym wywiadzie Polak przyznał, że Syberyjski Drwal okazał się bardziej ambitnym wyzwaniem niż wstępnie przypuszczał:
Gdzie Drwal jest, tam wióry lecą. Na szczęście wióry leciały u niego, a nie u mnie. Jestem przeszczęśliwy, choć nie było łatwo. Chyba nastawiłem się na łatwiejszą walkę, bo wszystkie dni w okresie przygotowawczym wskazywała, że będę miał super formę, ale ponownie muszę się przyznać, że moja intuicja mnie zawiodła. Miał być nokaut, ale nie usprawiedliwiając się, bo na porannym przepaleniu – takim treningu – strasznie naruszyłem sobie prawą rękę. Coś co miało być zabójczą bronią, co trenowaliśmy z Krzysztofem Gutowskim, i miało być dynamiczne, dzisiaj w szatni musieliśmy przebudować plan na walkę. Albo pękła mi kość, albo coś mam ciężko uszkodzony nadgarstek. Pewnie zauważyliście, że w ogóle nie mogłem bić tą prawą. Nawet przy jakimś starciu ręka o rękę, odczuwałem straszliwy ból. Nie było jednak możliwości, żebym do starcia w ogóle nie wyszedł.
Jak sam przyznaje w dalszej części, kolejnym naturalnym krokiem powinna być dla niego kolejna walka o mistrzowski tytuł ACA.