Marcin Wrzosek znalazł się w idealnej pozycji, gdy wreszcie to on rozdaje karty w dywizji 70 kg, gdzie przynajmniej dwóch rywali bardzo chciałoby się z nim zmierzyć. Mowa o Artemie Lobovie z którym czekałaby go krwawa wojna na pięści, oraz o Borysie Mańkowskim, z którym starcie na pewno byłoby podszyte całym mnóstwem emocji. Którą walkę woli „Polski Zombie” na swoją najbliższą?
Szczerze mówiąc to wolałbym zawalczyć z Artemem, bo jest bardziej rozpoznawalnym nazwiskiem na świecie. Artem wrzucił nawet nasz plakat, który ktoś dla niego zrobił i zrobił się dobry odzew z całego świata. Nie wiem czy nawet Ariel Helwani nie wrzucił tego i zrobił się fajny szum medialny. Jeżeli patrzyć pod względem rozwoju kariery, to wolałbym zawalczyć z Artemem, potem ewentualnie z Borysem lub Normanem Parke z racji tego, że Artem jest dużym nazwiskiem na świecie i tak to widzę.
Duże znaczenie dla całości ma kategoria wagowa w jakiej Marcin mógłby się zmierzyć z Borysem, czyli 70 kg, do którego wraca „Diabeł Tasmański” po 10 letniej przerwie od startów w dywizji lekkiej. I ten właśnie aspekt byłby po stronie naszego rozmówcy:
Myślę, że to będzie działało na moją korzyść. Przede wszystkim jestem od niego wyższy, mam większy zasięg i niezła obronę sprowadzeń. Absolutnie nie lekceważę jednak jego umiejętności mimo, że Borys jest gorszym zawodnikiem niż był w kategorii 77 kg, przed walką z Soldicem. Wciąż jest bardzo niebezpieczny, przekrojowy, dlatego go nie lekceważę i nie odbieram mu jego umiejętności.
W 77 był silnym, eksplozywnym zawodnikiem, a jak zejdzie to 70 kg to straci swoje wszystkie atrybuty. Wydaje mi się, że to właśnie jego atrybuty pozwalały mu używać jego zapasów oraz mocnych, dynamicznych uderzeń. On ostatnio w 70 kg walczył 10 lat temu i mimo, że rozmiarowo się zmniejszył to ja sam wiem, że wtedy siła spada przy robieniu wagi. Mi aż tak bardzo nie spadła, bo mój tak zwany „frame” jest stworzony do tej kategorii wagowej (lekkiej).
Lobov dużo medialnie zyskuje będąc kumplem McGregora – tyle w temacie.